Dziś zawarłem ugodę przed sądem karnym z oskarżonym – autorem licznych pomówień i bezpodstawnych oskarżeń względem mnie. Oskarżony zobowiązał się do przeprosin za swoje wypowiedzi.
To niestety coraz częściej codzienność w pracy syndyka. Choć działamy w interesie publicznym, dbamy o dobro społeczeństwa, Skarbu Państwa i wierzycieli prywatnych, często padamy ofiarami pomówień, ataków słownych, a nierzadko nawet ataków fizycznych (o czym napiszę w innym poście).
Syndycy działają na zlecenie sądów Rzeczypospolitej, wykonują swoją pracę w ściśle określonych ramach prawnych i podlegają bieżącej kontroli niezawisłych sądów. Nie powstrzymuje to jednak nieuczciwych wierzycieli, dłużników i upadłych przed inwektywami, pomówieniami i zniesławieniami.
W tym procederze siania nienawiści i kłamstw byli właściciele upadłych firm – a często i ich pełnomocnicy prawni – wykorzystują media społecznościowe, media tradycyjne, dziennikarzy, ale też nieświadomych manipulacji urzędników Ministerstwa Sprawiedliwości, prokuratorów czy sędziów.
Tak było i w tym przypadku. Oskarżony zaczął mnie atakować – publicznie, w mediach, a także bezpośrednio wśród wierzycieli, instytucji publicznych, sądów, organów ścigania oraz szerokiego grona interesariuszy postępowania. „Dorobek” oskarżonego jest „imponujący” – kilkadziesiąt zawiadomień, skarg i sfingowanych zawiadomień do prokuratury – wszystko to fałszywe materiały. Na skutek tych zabiegów wielokrotnie wyjaśniałem swoje działanie na podstawie licznych wezwań z Ministerstwa Sprawiedliwości, Sędziego-Komisarza, Rady Wierzycieli, przed Policją i prokuraturą, a także przed mediami. Ta sprawa pokazuje, jak łatwo można wciągnąć aparat publiczny w działania oparte w całości i jaskrawo o pomówienia.
Oskarżony rozsiewał też nieprawdziwe informacje m.in. o rzekomych nadużyciach uprawnień przez funkcjonariusza, niedopełnienia obowiązków jako syndyk, wyrządzeniu szkody wielkich rozmiarów w majątku upadłej spółki czy dopuszczeniu się popełnienia przestępstw skarbowych oraz prowadzeniu działalności przestępczej.
Żadna z tych rzeczy nawet nie zahaczała o prawdę. Co więcej, ataki były wymierzane ze strony człowieka, który sam nie miał czystej kartoteki. Nie było to jednak przeszkodą zarówno w jego działaniu, jak i w rozprzestrzenianiu się nieprawdziwych informacji, co wprost godziło w moje dobre imię, moich współpracowników, pełnomocników, członków Rady Wierzycieli czy Sędziów-Komisarzy.
Nie mogłem wobec takich ataków zachować się biernie. Złożyłem w sądzie prywatny akt oskarżenia i przedstawiłem dowody wskazujące na winę oskarżonego (przypominam, że w takim postępowaniu mamy do czynienia z odwróconym ciężarem dowodowym). Interesów oskarżonego w niniejszym postępowaniu strzegł jego obrońca.
W moim przypadku sytuacja – można powiedzieć – znalazła swój „pozytywny” finał. A przynajmniej udało się ograniczyć efekty szkodliwej działalności i oszczerstw kierowanych w moją stronę przez blisko 6 lat. Pojednałem się przed sądem z oskarżonym, wybaczyłem Mu i jestem przekonany, że po obu stronach gesty te były oparte o szczere intencje. Dzisiaj wiem, jakimi motywami kierował się oskarżony i dowiedziałem się, że po prostu został skrzywdzony przez reprezentantów upadłej spółki.
W walce tej nie pozostałem wprawdzie sam, albowiem wielokrotnie poparła mnie jednogłośnie Rada Wierzycieli w tym postępowaniu czy Sędzia-Komisarz, to zauważalna była całkowita bierność organizacji zrzeszającej doradców restrukturyzacyjnych, do której należę. Z racji tego, że znaczna część moich współpracowników to chrześcijanie, zaliczani do kręgów protestanckich, to także tym osobom dziękuję za odpowiednie wsparcie.
Mam nadzieję, że ta sprawa będzie przestrogą i przykładem dla innych. Tych, których ponoszą emocje – powstrzymają przed szkodliwym (dla społeczeństwa i nich samych) działaniem. A tych, którzy są obiektem ataków, hejtu i pomówień (syndycy, funkcjonariusze publiczni etc.) – podniosą na duchu i zmotywują do walki o swoje prawa.
Kw. dor. restr. Marcin M. Kubiczek