Obserwując kilka lat funkcjonowania prawa restrukturyzacyjnego, a wcześniej układu realizowanego w ramach prawa upadłościowego sprzed 2016 r. zaobserwowałem niejednokrotnie (o ile nie za każdym razem!), jak oczekiwania wierzycieli dalece rozmijały się propozycjami układowymi dłużnika. Takie sytuacje mają miejsce zwłaszcza, gdy dłużnik realnie (a nie życzeniowo) ocenia swój potencjał do spłaty rat układowych. Gdy na dodatek wierzyciel ma ustanowione zabezpieczenie na majątku dłużnika (np. hipoteki na nieruchomości, czy zastaw rejestrowy na linii technologicznej), to propozycje czy to istotnej redukcji, czy rozłożenia spłaty na kilkanaście lat nie mają większych szans na akceptację takiego wierzyciela. A często niesłusznie, gdyż przekonanie o wysokiej wartości majątku, na którym ustanowiono zabezpieczenie nagminnie rozbija się o niewysoką efektywność postępowań egzekucyjnych, czy upadłościowych (aktywa sprzedają się dopiero po dużej przecenie wartości i to po dłuższym niż zakładano czasie).
Jesteśmy u progu potężnego kryzysu gospodarczego. Tym razem kryzys nie obejdzie się z nami delikatnie, jak ten rozpoczęty w 2008 roku w USA. Następne tygodnie przyniosą prawdopodobnie lawinowy wzrost upadłości, ale też restrukturyzacji. Wielu spotka się przy stole negocjacyjnym przy okazji procedury zawierania układu w jednym z czterech postępowań restrukturyzacyjnych, które umożliwia prawo restrukturyzacyjne. Doradcy restrukturyzacyjni, zarządcy, nadzorcy sądowi wraz z dłużnikami zastanawiać się będą, jakie propozycje układowe są możliwe (wykonalne), będą opracowywać jak najlepsze strategie restrukturyzacji przedsiębiorstwa, aż w końcu przeleją je na papier, tj. plan restrukturyzacyjny oraz propozycje układowe. I wtedy zacznie się gra. Gra dłużnika z wierzycielami. „Oczywiście” propozycje układowe nie znajdą uznania wierzycieli (uwaga: jest spore ryzyko, że jeśli jest inaczej, to przedstawione optymistyczne propozycje układowe to mrzonki!). „50% redukcji należności głównej? Rozłożenie na 10 lat? Skandal! Oszustwo! Nigdy w życiu!”, etc., etc.
O ile emocje i rozżalenie wierzycieli są oczywiście uzasadnione i zrozumiałe na gruncie psychologicznym, o tyle nie powinny zaburzać racjonalnej oceny sytuacji ekonomicznej. Bądźmy poważni – często w postępowaniach restrukturyzacyjnych odzyskanie 30-40% swojej wierzytelności nie ma alternatywy w postaci odzyskania 100%, 90%, 80%, 70%… Jedynym alternatywnym rozwiązaniem jest upadłość (bądź nawet jej brak i rozrywanie majątku dłużnika przez komorników) i 0% zaspokojenia! Jeśli wierzyciel nie jest zabezpieczony, nie powinien – mówiąc eufemistycznie – wybrzydzać. A już na pewno nie w czasie kryzysu.
A wierzyciel zabezpieczony? Na co może liczyć? Otóż problem tkwi w tym, że aby jego wierzytelność została zaspokojona, to (pomijając wiele innych niuansów po drodze) przedmiot zabezpieczenia musi znaleźć nabywcę, a też osiągnąć oczekiwaną cenę. A to następuje często po długim czasie, a na dodatek po wysoce zdyskontowanej wartości. W czasie kryzysu wartość większości aktywów będzie pikować w dół. Nadto wielość postępowań upadłościowych nie przysłuży się ich efektywności, a już na pewno obniży ich – i tak niewielką często – dynamikę. Oczekiwanie na zaspokojenie wierzytelności w postępowaniu upadłościowym, czy egzekucyjnym w nadchodzących miesiącach jest oczekiwaniem nierealnym. Rozwiązaniem, które w jakiś sposób może wychodzić naprzeciw oczekiwaniom wierzycieli może być przygotowana likwidacja (pre-pack) z uwagi na jej szybkość i możliwość (w pewnym stopniu) kontrolowania tegoż procesu przez aktywnego wierzyciela (a też nie wyklucza to współpracy z dłużnikiem).
Jak się zachować zatem, jeśli uczestniczymy w postępowaniu restrukturyzacyjnym jako wierzyciel? Sprawdźmy wszelkie możliwości, oceńmy skrupulatnie plan restrukturyzacyjny oraz propozycje układowe pod kątem rzeczywistych możliwości ich realizacji, a na końcu podejmijmy decyzję niezależną od poziomu zawiedzionych oczekiwań lub rozgorączkowanych emocji. Lepszy wróbel w garści, niż gołąb na dachu.